Kategorie
Artykuły

Czy lęk sabotuje nasze marzenia?

3 min

Czy lęk sabotuje nasze marzenia?

Kiedy stajemy przed ważnym życiowym wyzwaniem, którym jest realizacja naszych najśmielszych marzeń, ożywają w nas różnego rodzaju lęki i obawy:

  • lęk przed zmianą,
  • lęk przed krytyką i oceną,
  • lęk przed porażką,
  • lęk przed odrzuceniem,
  • lęk przed byciem niedoskonałym,
  • lęk przed wzięciem odpowiedzialności za własne wybory.

Tego rodzaju lęki napędzają myśli typu:

  • „Zginę”.
  • „Nie uda mi się”.
  • „Inni zrobili to lepiej/wcześniej/ciekawiej”.
  • „Z czym do ludzi”.
  • „Jak ty sobie to wyobrażasz?”
  • „Za mało wiem”.
  • „Nie dam rady”.
  • „Nawet nie wiem od czego zacząć”.
  • „Nie utrzymam się z tego”.
  • „Nie jestem wystarczająco dobry/a”.

Nie dość, że tego typu myśli paraliżują nas od środka, to jeszcze okazują się mieć moc sprawczą. Wszak w co drugim poradniku przeczytamy, że lęk nie tylko BLOKUJE NASZ TWÓRZCZY POTENCJAŁ, ale przede wszystkim PRZYCIĄGA do naszego życia DOKŁADNIE TO, CZEGO SIĘ OBAWIAMY.

Algorytm jest prosty. Pozytywne myśli (przepełnione miłością, wdzięcznością i niezłomną wiarą we własne możliwości) przyciągają do naszego życia życzliwych ludzi, sprzyjające okoliczności i gwarantowane zwycięstwa. Jeżeli jednak nasze wyobrażenia zdominują czarne wizje przyszłości, to istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że to właśnie one zamanifestują się w naszym życiu.

Innymi słowy, nasze marzenia są na wyciagnięcie ręki, pod warunkiem, że NIE ZABLOKUJEMY ICH WŁASNYM LĘKIEM.

Najlepszym wyjściem z tej niekomfortowej sytuacji jest pójść po rozum do głowy i cały ten LĘK ODPUŚCIĆ. Jak? Świadomie go TRANSFORMUJĄC. Na przykład przekuwając go w ciekawość, w ufność, w wiarę czy w nadzieję. Tym bardziej, że wchodząc na wysokie wibracje synchronizujemy się z Wszechświatem, który tylko czeka by ruszyć nam z pomocą. Tak mówią mądrzy tego świata.  

Mam pełen podziw i szacunek dla tych, którzy potrafią takiej synchronizacji dokonać i to o własnych siłach. Pytanie, co z tymi, którzy, pomimo najszczerszych chęci, są wciąż małej wiary…? I wciąż trzęsą się ze strachu…?

Cóż. Nie można nie wspomnieć, że z każdej sytuacji istnieje wyjście awaryjne. Zawsze można – gdy nikt nie patrzy – doprowadzić do tego, by czarny scenariusz rzeczywiście się zrealizował. Mimo, iż koszty takiego rozwiązania są wysokie, oferują wiele wymiernych korzyści.

Po pierwsze, kiedy jest już po wszystkim, odczuwamy upragnioną ULGĘ (gdyż nie musimy się już więcej bać). Po drugie, gdy jest już po wszystkim, możemy wejść w męczeńską rolę cierpiętnika (tryb ofiary), zrzucić z siebie pełną odpowiedzialność za to, co nas „spotkało” i z tytułu poniesionych strat (szczególnie moralnych), głośno domagać się rekompensaty. Więcej o tym mechanizmie piszę tutaj.

Oczywiście zawsze mamy do dyspozycji opcję numer trzy: nie wygłupiać się i NIE PODEJMOWAĆ WYZWANIA. Zwyczajnie, dać sobie spokój. Strefa komfortu to – jak sama nazwa wskazuje – strefa KOMFORTU. W jej obrębie jesteśmy bezpieczni. A tylko to się liczy! Owszem, może czasem szkoda tych naszych marzeń, wielkich nadziei i nierozwiniętych talentów, ale kto się nie wychyla, ten nie wystawia się na niepotrzebne ryzyko. I nie zginie.  

Czy faktycznie lęk zmusza nas do poruszania się po skrajnościach?

Nic z tych rzeczy! W książce „Podejmij wyzwanie” znakomita coach Tara Mohr przekonuje, że odczuwanie lęku przed wyzwaniem jest nie tylko naturalne, ale może świadczyć o tym, że JESTEŚMY NA DOBREJ DRODZE.

Należy bowiem rozróżnić pomiędzy wyolbrzymionymi, nieuzasadnionymi i nieracjonalnymi obawami przed tym, co teoretycznie MOGŁOBY SIĘ WYDARZYĆ, a emocjami, które pojawiają się w chwili, gdy ZBIERAMY SIĘ NA ODWAGĘ, BY SIĘGNĄĆ PO SWOJE MARZENIA.

Pierwszy rodzaj lęku (ten o zabarwieniu irracjonalnym) ma charakter stricte ochronny. Hołduje pradawnej maksymie: „Załóż najgorsze, a przeżyjesz”. Sęk w tym, że nasza wyobraźnia nie zna granic, a my jesteśmy w stanie wyobrazić sobie naprawdę WSZYSTKO:

  • najbardziej nieprawdopodobny scenariusz, 
  • najbardziej spektakularną porażkę,
  • najtrudniejszą możliwą przeszkodę,
  • największe upokorzenie.

Jeśli nie będziemy dość czujni i uważni, w naszej wyimaginowanej wizji przyszłości może zrobić się naprawdę strasznie i ponuro. A że nasz mózg NIE ODRÓŻNIA tego, co dzieje się w wyobraźni, od tego, co dzieje się naprawdę, to w rezultacie nie tylko całkowicie demotywujemy się do podejmowania jakichkolwiek działań, ale realnie się STRESUJEMY.

Drugi rodzaj lęku – ten, który pojawia się w momencie, gdy decydujemy się opuścić strefę komfortu, przekroczyć próg naszych marzeń i wypłynąć na szerokie wody, to zupełnie INNA HISTORIA – przekonuje Tara. To lęk który łączy nas ze źródłem naszej wewnętrznej mocy, witalności i pasji. Wiąże się ze szczerym wyrażaniem siebie, realizowaniem swoich najgłębszych pragnień i odkrywaniem twórczego ja.

Oczywiście, że wypływając na nowe, nieznane wody i dobrowolne wystawiając się na emocjonalne ryzyko odczujemy dyskomfort, nieśmiałość, pokorę, a niekiedy drżenie i trwogę – pisze Tara, – ale to nie powód do strachu. Wręcz przeciwnie! Odczuwanie tego rodzaju emocji nie tylko motywuje nas do podejmowania odważnych decyzji, śmiałych działań i przekraczania własnych (domniemanych) ograniczeń, ale jest wskazówką, że ZMIERZAMY W DOBRYM KIERUNKU.  

Dlatego BĄDŹMY CZUJNI I UWAŻNI. Nie wyciągajmy pochopnych wniosków. Nie popadajmy w samonapędzającą się spiralę negatywności i strachu. Nie rezygnujmy z siebie i swoich marzeń tak łatwo. Nieracjonalny lęk przed tym, co może, lecz nie musi się wydarzyć, pobudza wyobraźnię, ale da się całkowicie wytłumaczyć i okiełznać. Więcej na ten temat piszę tutaj.

Z lękiem przed realizacją naszego największego potencjału pracować nie trzeba. Wystarczy DAĆ MU SIĘ POPROWADZIĆ. Kiedy się bowiem pojawia możemy mieć PEWNOŚĆ, że obraliśmy DOBRY KURS. „Stojący w porcie statek jest bezpieczny, ale statków nie buduje się po to, aby stały w portach“ (Grace Hopper). To po pierwsze.

A po drugie, może nie taki diabeł straszny, jak go malują, a lęk faktycznie da przekuć się w ciekawość…?

Przeczytaj także

Czy lęk sabotuje nasze marzenia?
Kobiece przywództwo. Czasem trzeba być trochę niegrzeczną.
Którędy po wellbeing?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *