Kategorie
Artykuły

Żyjesz czy próbujesz nie zginąć?

3 min

Żyjesz czy próbujesz nie zginąć?

Poniedziałek. Twoją przytomność stawia na baczność dźwięk budzika. Kiedy zaspany i lekko zdezorientowany odprawiasz poranne rytuały (sedes, prysznic, zęby, broda, makijaż, włosy – niepotrzebne skreślić), w kolejce do twojej świadomości ustawiają się myśli, formując zwartą listę rzeczy to zrobienia. Wkładając majtki planujesz poranek, nakładając perfumy – masz już plan tygodnia. Kiedy dociera do ciebie, ile musisz zrobić, poziom kortyzolu we krwi wzrasta i – jeszcze przed siódmą – wchodzisz na podwyższone obroty.

W pośpiechu łapiesz coś na ząb, jeśli masz dzieci, odstawiasz je do placówek, po czym uroczyście rozpoczynasz dzień pracy. W domu, w biurze, przy garach czy za kółkiem, robisz swoje, byle pchnąć dzień do przodu. W przerwie obiadowej – aby być na bieżąco – zasysasz najnowsze informacje z kraju i ze świata. Sam widok nagłówków sprawia, że poziom kortyzolu w twoich żyłach ponownie wzrasta. Gdy już dowiesz się co ci grozi, przed czym musisz uciekać, na co uważać i czego się wystrzegać, na krótko – w ramach odskoczni – teleportujesz się do świata mediów społecznościowych. Niestety, tu nie jest lepiej:

  • grobowe wieści z telegramu,
  • kalejdoskop opinii na tweeterze,
  • galeria chwały na linkedin,
  • kogiel mogiel na fejsbuku,
  • wyretuszowane życie na instagramie

w ciągu zaledwie kilku minut pozwalają ci doświadczyć całej gamy uczuć – od zażenowania, przez frustrację, aż po wrogość.

Lekko skołowany wracasz więc do swoich obowiązków, by jakoś przedrzeć się przez resztę dnia pracy. Ten kończy się szybciej niż zakładałeś i zupełnie nagle orientujesz się, że musisz zrobić natychmiastowy zwrot, by odebrać dzieci ze szkoły. (Jeśli twoje dzieci są starsze, albo wybrałeś inną drogę, ten punkt odpada. Wtedy często siedzisz dłużej w robocie, żeby nadgonić zaległości).

Po drodze do domu wykonujesz ostatnie telefony i robisz zakupy. Czasem wciśniesz fryzjera i/lub kosmetyczkę, żeby przynajmniej zachować pozory i wyglądać jak cywilizowany człowiek.

Jeśli żyjesz w powiększonym stadzie, spotkanie z domownikami, po całym dniu rozłąki, obfituje w niespodziewane zwroty akcji, które po raz kolejny podwyższają ciśnienie w twoich żyłach. Ktoś się czegoś domaga, ktoś strzela focha, ktoś potrzebuje przebrać się za rybę na szkolne przedstawienie. A że pies sam się nie wyprowadzi, pralka nie wstawi, obiad nie ugotuje, a dom nie posprząta, zamiast hamować i wyciszać się po ciężkim dniu pracy, wrzucasz piąty bieg.

Na koniec dnia – jeśli twoje zasoby jeszcze ci na to pozwalają – staczasz kolejną, ostatnią już, walkę – tym razem z samym sobą – i zwycięsko (tak zwycięsko!) wychodzisz pobiegać, poćwiczyć, przejść się lub pojeździć na rowerze. Gdy tak pędzisz przed siebie, nie potrafisz ocenić czy budujesz formę, czy nadal przed czymś uciekasz. (Ale to ma mniejsze znaczenie, bo mimo wszystko, jak już jesteś po, to czujesz się lepiej). Gdy zapada wieczór i orientujesz się, że odhaczyłeś wszystkie punkty programu, z niekłamanym entuzjazmem (choć całkowicie wypompowany) lądujesz wreszcie na wymarzonej kanapie…

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że jak tylko się zatrzymasz, z zakamarków świadomości zaczynają wyzierać natrętne myśli i niechciane tematy. Wraz z nimi uświadamiasz sobie ból w lędźwiach, sztywny kark, ściśnięty brzuch, szum w uszach czy drgania przypadkowych mięśni. Dolegliwości z ciała neutralizujesz tabletką. Problematyczne myśli i emocje tłumisz kieliszkiem ulubionego trunku, słodyczami lub serialem. Kiedy znieczulony umysł przestaje ujadać, wreszcie odprężasz się, by ostatecznie oddać swoją przytomność w czułe objęcia Morfeusza.

I tak byle do weekendu, byle do ferii, byle do wakacji. Kiedy będzie można wreszcie się spakować i choć na chwilę zostawić za sobą cały ten syf. Bo to przecież nie jest życie. TO JEST PRZETRWANIE!

***

Kiedy turkusowe fale rozbijają się o twoje stopy, siadasz na ciepłym piasku, rozbijasz namiot w lesie, żeglujesz łódką, wspinasz się na górskie szczyty, zjeżdżasz na nartach czy rowerze, na chwilę odzyskujesz kontakt z życiem.

COŚ PUSZCZA.

Pojawia się luz, a z nim radość. Cieszysz się chwilą teraźniejszą i uśmiechasz do siebie w lustrze. „Hej, mała – świetnie wyglądasz w tej opaleniźnie”. „No, cześć gościu, jaka łyda! Nie ma to, jak chwilę się poruszać!”.

W owych chwilach, nie wiedzieć czemu dostrzegasz drobnostki. Ba! Nawet potrafisz się nimi cieszyć. Tak sam z siebie. Bez żadnych kursów. Zauważasz kolor nieba. Rejestrujesz szum drzew i śpiew ptaków. Wystawiasz twarz do słońca. Czujesz wiatr we włosach. A co najważniejsze, nigdzie ci się nie spieszy! Daleko od domu, odłączony od przyziemnych spraw, codziennych obowiązków i problemów, potrafisz na chwilę prawdziwie się zatrzymać i odetchnąć. Uff… I TO JEST ŻYCIE!

I choć takie wyszarpane z codzienności chwile ładują cię dobrą energią i pozwalają naprawdę odpocząć, to potem znów nieubłaganie przychodzi poniedziałek i cały cyrk zaczyna się od nowa. Wciąż trochę zdezorientowany i niechętny, opieszale wchodzisz do swojego kołowrotka i wznawiasz swój bieg. Najpierw powoli, jak wół ociężale, a potem coraz prędzej i prędzej. I choć wiatr nadal wieje, słońce świeci, drzewa szumią a ptaki śpiewają, skupiasz się jedynie na tym, by napiąć muskuły i jak najszybciej popędzić ku (…) lub skutecznie uciec przed (…).

JAKI Z TEGO MORAŁ?

Niestety, nikt jeszcze nie wynalazł recepty na szczęśliwe życie, ale istnieje LISTA RZECZY KTÓRYCH NAJBARDZIEJ ŻAŁUJĄ UMIERAJĄCY*. Okazuje się, że żegnając się z życiem, ludzie najczęściej żałują, że:

  • nie mieli odwagi żyć tak, jak chcieli, tylko tak, jak oczekiwali tego inni,
  • za dużo czasu poświęcili na pracę, za mało za zabawę i cieszenie się życiem,
  • nie mieli odwagi okazywać uczuć (szczególnie tym, których kochali najbardziej),
  • stracili kontakt z przyjaciółmi,
  • nie pozwalali sobie na bycie szczęśliwymi, myśląc, że na to nie zasługują.

No.

TO ŻYJESZ CZY – niczym ten metaforyczny, współczesny caveman – PRÓBUJESZ NIE ZGINĄĆ…?

*Bronnie Ware, Czego najbardziej żałują umierający, Wydawnictwo Czarna Owca.

Przeczytaj także

Życie w luksusie - przywilej czy grzech?
„Pragnij, proś, wierz, otrzymuj”. Odpuść, a samo przyjdzie...? (+ WERSJA AUDIO).
Nie zaczęło się od ciebie, czyli o pokoleniowej sztafecie miłości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *