Opublikowany 6 lipca 2022
3 min
Toksyczna pozytywność. Kiedy potrzebne nam współczucie, nie trucie.
Od małego byłam uczona, by w chwilach trudności zwracać się o wsparcie do Siły Wyższej, która jest mi życzliwa i poproszona o pomoc, nigdy nie zostawi mnie na pastwę losu. Przyznam, że nie raz nie dwa, mi się to sprawdziło.
Oczywiście zdarzały się sytuacje trudne, kiedy coś szło nie tak, ale wtedy wierzyłam, że widocznie tak miało być i najprawdopodobniej dostałam jakąś ważną lekcję, dzięki której będę mocniejsza i mądrzejsza. W końcu, sami lubimy powtarzać, że co nas nie zabije, to nas wzmocni i że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. A! I że cierpienie uszlachetnia…
Kiedy udałam się na psychologię zetknęłam się z pojęciem wzrostu potraumatycznego (ang. post-traumatic growth), oznaczającym rozwój osobowości po traumatycznym doświadczeniu. Najprościej rzecz ujmując oznacza on, że po dotkliwej traumie jesteśmy w stanie bardziej doceniać życie, siebie i innych ludzi. Rozwijamy się nie tylko w sferze psyche, ale również sferze duchowej. Mhm.
Kiedy w życiu mojej rodziny przydarzyły się rzeczy, które mocno szarpnęły całym moim jestestwem, wszystkie te teorie przestały mi się sprawdzać. Mało tego! Uważałam je za krzywdzące. Poza złością i osamotnieniem, czułam dodatkowo nie tylko presję, by szukać jakiś durnych uzasadnień dlaczego to, czy tamto miało miejsce, ale wyrzuty sumienia, że nie potrafię na to spojrzeć z szerszej perspektywy, z tzw. wyższego poziomu. W tamtych chwilach (zresztą do tej pory tak jest) szukanie jakichkolwiek pozytywów wydawało mi się nielogiczne i bezduszne. I zalatywało arogancją.
Z czasem, gdy rzeczywiście uświadomiłam sobie, że podjęłam kilka odważnych i dobrych decyzji, których być może nie miałabym odwagi podjąć w innych okolicznościach, pojawił się we mnie jeszcze większy konflikt. Na myśl: „Może nie byłabyś tu gdzie jesteś, gdyby to czy tamto nie miało miejsca” robiło mi się niedobrze. Ostatecznie doszłam do tego, że nic nie jest tylko czarne albo białe, a życie ma sześćset odcieni szarego, o czym więcej piszę tutaj. Tak.
Ale ostatnio natknęłam się na świetną książkę – „Toksyczna pozytywność” autorstwa Whitney Goodman, którą szczerze polecam. Padło w niej piękne zdanie, które od dawna potrzebowałam i pragnęłam usłyszeć i którym chcę się podzielić:
„Możesz czuć wdzięczność za życiową lekcję, jaką odebrałeś, a mimo to żałować, że cię to spotkało”.
Nie wszystko w życiu dzieje się z jakiegoś super tajnego, ale niezwykle ważnego powodu, który pojawia się w naszym doświadczeniu DLA NAS (a przynajmniej nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić na naszym poziomie świadomości). Nie wszystko jest też lekcją, za którą, z perspektywy czasu, POWINNIŚMY być wdzięczni, bo pozwoliła nam wzrosnąć. Nie.
Czasami w życiu zdarzają się rzeczy, które nigdy nie powinny się zdarzyć. Rzeczy obiektywnie trudne, niechciane, beznadziejne, niepotrzebne i złe. Nie ma dla nich ŻADNEGO usprawiedliwienia. Po prostu się wydarzają, bo… tak.
Tłumaczenie sobie (i innym!), że „Bóg tak chciał”, albo że „wszystko dzieje się po coś” albo, że „dostajemy tyle, ile możemy znieść”, albo że „cierpienie uszlachetnia”, albo że „gdyby nie ta sytuacja, to bylibyśmy innymi ludźmi” (w domyśle gorszymi) jest ODWRACANIEM KOTA OGONEM i WYPINANIEM CZTERECH LITER na własny lub cudzy ból. Przynajmniej moim skromnym zdaniem.
Bo nawet jeśli – po jakimś czasie – będziemy w stanie dojść do takich lub podobnych wniosków, to pamiętajmy, że możemy czuć wdzięczność za życiową lekcję, a mimo to ŻAŁOWAĆ, że spotkało nas to, co nas spotkało. Owszem, z czasem, porządek wyłania się z chaosu. Ale to, że wszystko łączy się w całość, nie znaczy, że jest ze sobą związane na zasadzie przyczyny i skutku. Kropka.
Zawsze pamiętajmy, że różnimy się między sobą. Więc szanujmy te różnice. Ludzie mają różnie. Różne rzeczy różnie przeżywają i nie każdy jest w stanie, nie każdy chce i nie każdy musi dojść do takich samych wniosków. I to jest OKEJ.
Reasumując, kiedy sami cierpimy albo jesteśmy świadkami cierpienia innych osób ofiarowujmy WSPÓŁCZUCIE, NIE TRUCIE. Always keep that in mind!