Opublikowany 17 grudnia 2021
3 min
Sześćset odcieni szarego.
Nigdy nie zapomnę, jakie wrażenie zrobiła na mnie wiadomość, że rysownik ma do dyspozycji aż sześćset odcieni szarego. A to przecież nic, w porównaniu z pełnym wzornikiem kolorów. Ile razy wędruję wzrokiem po rozłożonej palecie, z ciekawością przyglądam się jak dostojnie z głębokich czerni i antracytów wyłaniają się cieniste grafity i szarości. Z jaką finezją błękity, turkusy i zielenie, przechodzą w eleganckie granaty, fiolety i róże. Wreszcie, jak miękko ciepłe brązy i beże, wybrzmiewają w soczystych czerwieniach, pomarańczach i żółcieniach, by ostatecznie rozmyć się w łamanej na różne sposoby, nieskazitelnej bieli.
Oryginalne zestawienie kolorów nie przestaje zadziwiać mnie również w życiu. Podczas gdy jeden radośnie rozpala kominek w nowym domu, drugi wiąże krawat, szykując się na pogrzeb matki. Gdy jedni ze łzami wzruszenia wyznają sobie miłość, drudzy podejmują dramatyczną decyzję o rozstaniu. „Będzie pani miała dziewczynkę” – słyszy kobieta wsłuchując się w regularny rytm bicia serca dziecka. „Proszę nie tracić nadziei” – słyszy druga roniąc trzecią ciążę z rzędu. „Zatańczymy?” – pyta chłopak szarmancko wyciągając rękę. „Jakie są rokowania?” – pyta drugi, przełykając łzy trwogi.
Analizując kalejdoskop tych ekstremalnych zdarzeń, w mojej głowie natychmiast rodzą się pytania: Czy mamy prawo się cieszyć, kiedy inni cierpią? Czy możemy radośnie celebrować życie, gdy inni pogrążają się w żałobie? Dlaczego świat uparcie brnie do przodu, gdy doświadczamy niewyobrażalnej straty? Jak pogodzić cierpienie i trudy życia z radosnym i uważnym trwaniem? Czy życie pełne miłości, radości i spokoju w ogóle jest możliwe?
Rozglądając się wokół, nietrudno odnieść wrażenie, że świat pogrążył się w chaosie. Ocieplenie klimatu, klęski żywiołowe, bezwzględna rywalizacja i eksploatacja zasobów, bezrefleksyjny konsumpcjonizm, głód, pogłębiające się różnice społeczne, ostracyzm, przemoc, hejt, bestialskie wykorzystywanie zwierząt, wycinanie lasów, smog, pestycydy i konserwanty, pandemie, wysyp chorób autoimmunologicznych, nowotworów, depresji i samobójstw. Brak porozumienia. Brak sensu. Brak nadziei. Poczucie wyobcowania. Samotność. Strach przed jutrem. Strach przed śmiercią. Strach przed życiem.
Obrośliśmy lękiem. Stał się naszą drugą skórą. Epicentrum, wokół którego toczy się codzienne życie. Stale czujemy się zagrożeni. Stale się przed czymś zabezpieczamy albo przed czymś chronimy. Zamiast żyć chwilą teraźniejszą i doceniać życie we wszystkich jego aspektach, nauczyliśmy się przygotowywać na najgorsze, by zwiększyć swoje szanse na przetrwanie. Machinalne skanowanie otoczenia w celu eliminacji potencjalnych zagrożeń, kompresuje nasze zmysły. Doznania stają się selektywne, pozbawione wyrazu i głębi. Otaczająca rzeczywistość stopniowo traci kolor i smak. W rezultacie, w naszej palecie kolorów dostrzegamy jedynie czerń i biel, ignorując wszystko, co pomiędzy.
Utrzymywanie ciała i umysłu w nieustannym trybie walki lub ucieczki pożera ogromne zasoby energii. W konsekwencji, czujemy się zmęczeni i wyeksploatowani. Suniemy przez życie na autopilocie, zapędzeni, nieprzytomni, nieobecni, tępo rejestrując krajobraz zmieniający się za oknem. Wiosna, lato, jesień, zima. Dzień za dniem. Rok za rokiem. Dekada za dekadą. Budzimy się dopiero wtedy, gdy całym ciężarem ciała uderzymy o ścianę lub podłogę. Gdy nas boli. Wtedy przytomniejemy. Uświadamiamy sobie gdzie jesteśmy, ile mamy, ile możemy stracić. Orientujemy się, jaką wagę mają najprostsze czynności, które dotąd wydawały się oczywiste. Wyjście do knajpy czy sklepu, spotkanie z przyjacielem, beztroska jazda na rowerze, spacer, wspólna przerwa na kawę. W określonym stanie umysłu, te wszystkie drobne rzeczy okazują się mieć soczysty kolor i smak.
Może zatem chodzi o nasz sposób postrzegania? Wrażliwość na detal? Wnikliwość i zaangażowanie? Może pędząc przez życie, umyka naszej uwadze, jak z nieprzebranych odmętów cienia, wyłaniają się majestatyczne granaty, zielenie i turkusy? Może nie jesteśmy dość przytomni by na widnokręgu świadomości dostrzec majaczące róże, czerwienie i fiolety?
A więc zatrzymaj się! Zamiast wykolejać kolejny rozpędzony pociąg, przebudź się i wysiądź na najbliższym możliwym przystanku. Nazywa się „Tu i teraz”. To tu tętni życie zalewając przestrzeń mnogością barw, dźwięków, zapachów i smaków. To tu mieszka współczucie, miłość i wdzięczność – antidotum na smutek, strach i gniew. To tu wyciszają się żale z przeszłości i wygasa lęk przed jutrem. To w chwili teraźniejszej ciało i umysł nareszcie spotykają się z Obecnością!
Dalajlama powiedział kiedyś takie oto mądre słowa: „Są tylko dwa dni w roku kiedy nie możemy nic zrobić. Jeden nazywamy wczoraj, a drugi jutrem. Dzisiaj to jedyny dzień, by kochać, wierzyć, działać, a przede wszystkim żyć.” Świadomie odnajdując się w chwili teraźniejszej i doceniając drobnostki, wzmacniasz w sobie życie. Kto wie, może dzięki temu, tylko pomiędzy czernią a bielą, odkryjesz aż sześćset odcieni szarego?