Kategorie
Artykuły

Co starzeje się jako pierwsze: ciało czy umysł?

3 min

Co starzeje się jako pierwsze: ciało czy umysł?

Nie chcemy się starzeć. To uniwersalna kwestia.

Pierwszy dygot zaczyna się tuż po 30-stce, choć to wciąż etap, na którym jedynie droczymy się z tematem. „Oj, oj, robią mi się zakola”, „Bosz, nie mogę się tyle śmiać, bo będę miała zmarszczki”. „Trzeba wreszcie zrzucić ten piwny brzuszek”.

Lęk przed nieuniknionym, przynajmniej na jakiś czas, pomaga nam odroczyć niezmącona wiara w skuteczne działanie specyfików odmładzających, ujędrniających i konserwujących, które z zadziwiającą samodyscypliną i determinacją wsmarowujemy, wcieramy i wklepujemy w newralgiczne miejsca w ciele.

Prawdziwa panika, szczękanie zębów i trwoga zaczynają się u progu 40-stki, a potem jest już tylko gorzej. Ciekawe jest to, że w tym całym starzeniu się, tak bardzo fiksujemy się na ciele, że zupełnie nie zauważamy, że starzeje się ono dużo wolniej niż nasz umysł.

– „Człowieku, masz 40/50/60/70+ lat i jeszcze ci się chce próbować nowych rzeczy?”

– „To już czas na odcinanie kuponów”.

– „Mam 40/50/60/70+ lat, więc jestem za stara/za stary, żeby wrócić do dawnych pasji, wsiąść na wrotki, zapisać się na lekcję pianina, pływania, zapuścić włosy, założyć krótszą sukienkę, uczyć się czegoś nowego”.

– „Coraz bliżej drugiego brzegu…”.

Powiem wprost, bo sama niedawno to odkryłam. Z moich obserwacji (i siebie i ludzi wokół) wynika, że pierwsze oznaki starzenia się to nie zmarszczki, zakola, siwe włosy lub ich brak, ale najzwyczajniejsze w świecie LENISTWO.

Starość cichutko rozsiada się w mentalnych przestrzeniach naszego umysłu, kiedy coraz częściej na różnego rodzaju pomysły, zaproszenia, możliwości i wyzwania odpowiadamy: NIE CHCE MI SIĘ.

Oczywiście nie mówimy tego wprost. Szukamy odpowiednich WYMÓWEK. Najczęstszą z nich jest dbanie o swój wewnętrzny i zewnętrzny KOMFORT i WYGODĘ. Bo przecież w tym wieku to nam się zwyczajnie należy. To przywilej, który wypracowaliśmy sobie własną krwawicą.

👍 Wakacje na rowerze? Pod namiotem? Z plecakiem? 👎Miałem ciężki rok. Za dużo pracuję. Nie po to tyle haruję, żeby ganiać z plecakiem jak student. To trudne. Może za rok? Z dziećmi się nie da.

👍 Rower? Bieganie? Fitness? Joga? Taniec? Windsurfing? Lekcje pływania? Canyoning? Rafting? Konie? 👎 To nie dla mnie. Nie czuję tego. To zbyt dynamiczne. To zbyt statyczne. Boję się. Mam problem z kolanami. Nie lubię zwierząt. Za daleko. Za późno. Za wolno. Nie ten wiek.

👍 Nauka nowego języka? Zajęcia z gliny? Rysunku? Gra na pianinie czy trąbce? Śpiew? Warsztaty rozwojowe? Drama? Terapia? Medytacja? Coaching? 👎 No fajne, fajne, ale za drogo, za długo, za późno, za wcześnie, za trudne. Nie mam talentu. Czasu też nie mam. Zresztą, to wymysły jakieś. Czarna magia. Wróżenie z fusów. Następnym razem.

👍 No to może chociaż książka, wystawa, spacer po lesie? Wejście pieszo na siódme piętro? Obiad bez mięsa? Zielony kapelusz? Kiecka w fantazyjnym kolorze? Rower zamiast samochodu? 👎 Chcę, ale oczy same mi się zamykają. Ma padać. W tym tygodniu nie zdążę. Muszę posprzątać. Nie mam siły. Jutro. Nie lubię. Wolę inaczej. Nie smakuje mi. To nie w moim stylu. W tym wieku nie wypada. Po co.

PO CO?! A po to, ŻEBYŚMY MENTALNIE NIE STETRYCZELI!

Żeby w miarę upływu czasu więcej mieściło nam się w głowie, nie mniej.

Żeby nasze widzenie rozszerzało się, nie zawężało.

Żeby mnogość i różnorodność spotkań i doświadczeń otwierała nas na innych, a nie zamykała.

Żebyśmy byli mniej PRZEWIDYWALNI i żeby dało się z nami gadać.

A przede wszystkim, po to, aby przybywało nam połączeń nerwowych, a nie ubywało. To da się zrobić. Ale trzeba to trenować. Jak? Dbając o swój mózg, nie komfort.

Mózg jest niezwykle plastyczny. To znaczy, że jest bardzo podatny na wszelkiego rodzaju stymulacje i jeszcze bardziej podatny na ich brak. Może się więc dynamicznie rozwijać lub dynamicznie kurczyć. Prężnie budować nowe połączenia nerwowe i zagęszczać tkankę szarą lub powodować jej zanik. A my mamy na to bezpośredni wpływ. Bez względu na wiek. Tak mówi nauka.

Rozbudzanie ciekawości, eksperymentowanie, próbowanie nowych rzeczy, podtrzymywanie zaangażowania, ciągłe uczenie się i oswajanie z uczuciem dyskomfortu (czyli z tym, czego nie znamy, w czym nie jesteśmy biegli, co jest dla nas nowe, czego nie musimy koniecznie lubić, co może być niewygodne, trudne, a nawet nie do końca przyjemne), nie tylko tworzy w naszym mózgu nowe połączenia nerwowe, ale uodparnia nas na stres, kształtuje nasz charakter i rozwija nas duchowo. A dla ducha upływ czasu jest wirtualny. Dla ducha czas NIE ISTNIEJE. Sam duch się nie starzeje.

Dlatego PIELĘGNUJ W SOBIE CIEKAWOŚĆ. Ucz się nowych rzeczy. Zrób coś niestandardowego. Zrób miejsce na dyskomfort. Możesz zacząć od małych rzeczy. Kup chleb w innej piekarni. Weź zimny prysznic. Zrób coś egzotycznego na obiad. Wróć do domu inną drogą. Wybierz schody, nie windę. Wykąp się nocą w jeziorze. Skocz z pomostu na bombę. Prześpij się w namiocie. Wskocz do zimnej rzeki. Rusz się. Zapisz się na warsztaty, sięgnij po książkę, zacznij uczyć się jakiegoś języka, albo tańca. Zapisz się do chóru. Nie po to, żeby zostać gwiazdą, ale po to by ćwiczyć szare komórki. I rozruszać ciało.

Obserwuj dzieci. Od nich najwięcej można się nauczyć. One są ekspertami od nieszablonowego, niestandardowego myślenia.

Tak, to nie jest łatwe. Tak, to wymaga pracy i fatygi. To bywa nieprzyjemne. Ale się opłaca. Bo wzmaga apetyt. APETYT NA ŻYCIE.

🫵 I możesz go mieć niezależnie od tego jak klasyfikuje cię pesel.

Przeczytaj także

Nie taki stres straszny, by się w nim utopić.
Uważne książkowanie, czyli dla każdego coś miłego.
Poczucie winy - niebezpieczna toksyna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *