Opublikowany 30 sierpnia 2022
3 min
Życie na porównawczym kacu.
On ma lepsze auto i mądrzejszą żonę. Ona wyższe stanowisko i dłuższe nogi. Mają zdolniejsze dzieci i kupili większy dom. Noszą droższe ciuchy i fajniejsze buty. Uczyli się w lepszych szkołach. Obracają się w lepszym towarzystwie. Jeżdżą dalej na wakacje. Do tego są młodsi, zdrowsi, bogatsi, szczuplejsi, szczęśliwsi i bardziej szanowani. Nic zresztą dziwnego, przecież mieli lepszy start w życiu i więcej możliwości.
Nie to co ja. Ech…
Całe szczęście, że są i tacy, którzy mają gorzej. Są biedniejsi, głupsi, brzydsi i grubsi. Mają ciaśniejsze mieszkania, mniej kasy na koncie, większego pecha, zero wyobraźni i więcej ograniczeń. Na ich tle wypada się dużo lepiej. Uff.
I tak idziemy przez życie, na wiecznym PORÓWNAWCZYM KACU, nieustannie obijając się o dwie strony tego samego medalu: poczucie wyższości i pogardę oraz poczucie niższości i zawiść.
„Kac porównawczy” (pojęcie ukute przez Noor Hibbert[1]) to stan ZATRUCIA UMYSŁU. Jest niebezpieczny i bolesny. Objawia się wysokim stężeniem toksycznych, autodestrukcyjnych myśli, które wywołują nieprzyjemne, negatywne emocje, takie jak wstyd, żal, poczucie winy, gniew, zazdrość czy zawiść. Ich nieustanne metabolizowanie odrywa nas od siebie, obniża samoocenę, upośledza mentalnie, redukuje twórczy potencjał i wbija w tryb ofiary, która nieustannie zadręcza się myślą: „Dlaczego jestem gorsza od innych?”.
Nie zawsze tak było – pisze Noor Hibbert. Kiedy byliśmy niemowlętami nie przyglądaliśmy się innym dzieciakom, myśląc: „Kurde, ten koleś już chodzi, ja jeszcze nie – do niczego się nie nadaję”. Tego typu myślenie pojawiło się z czasem. W wyniku kulturowego warunkowania.
Już od najmłodszych lat – niezależnie czy w domu, czy w szkole czy w kościele – byliśmy uczeni, że na tle innych wyróżniać się można na dwa sposoby: albo będąc grzecznym, posłusznym i pracowitym albo krnąbrnym, pyskatym i leniwym. Ci pierwsi trafiali na piedestał. Na tych drugich sypały się gromy, skargi i nagany.
Wychowanie w dualistycznym systemie kar i nagród nie tylko strąciło nas do parteru, wbiło w kompleksy i wprowadziło w dorosłość z poczuciem winy i niesprawiedliwości, ale wzmocniło w nas przekonanie, że jesteśmy NIEWYSTRACZAJĄCO DOBRZY. ŻE COŚ JEST Z NAMI NIE TAK. W rezultacie nauczyliśmy się oglądać na innych, spełniać cudze (nie własne) oczekiwania i uzależniać poczucie własnej wartości od tego, co powiedzą inni.
Cały dramat polega na tym, że PORÓWNUJĄC SIĘ – CIERPIMY. Zawsze. Dlaczego? Bo to BIEG BEZ METY, KONKURS BEZ FINAŁU. Zawsze będzie ktoś lepszy lub gorszy od nas. Nikt też nigdy nie będzie najpotężniejszym, najmądrzejszym, najpiękniejszym, najbogatszym czy najsławniejszym człowiekiem na ziemi. Bo nawet jeśli zostanie takim okrzyknięty, to i tak za chwilę pojawi się ktoś, kto okaże się potężniejszy, mądrzejszy, piękniejszy, bogatszy czy sławniejszy. Wcześniej niż później.
Wystarczy spojrzeć na osławione rankingi najbogatszych, najsławniejszych, najbardziej popularnych, albo jeszcze lepiej – konkursy piękności. Rok w rok piękno jest aktualizowane, a zdetronizowana miss zmuszana, by własnoręcznie przełożyć koronę z własnej głowy na cudzą. Jej piękno się bowiem przeterminowało. Po roku. Ciao, grazie, bye bye!
Czy istnieje antidotum na ten przykry stan?
Najskuteczniej będzie oderwać wzrok od Zośki, Baśki, Agnieszki, Janka czy Franka i PRZEKIEROWAĆ GO DO WEWNĄTRZ. SKUPIĆ NA SOBIE. Zbadać co jest naprawdę nasze, co lubimy i czego osobiście w głębi duszy pragniemy. Nie dlatego, że inni to mają „więc my też tak kcemy czy musimy”, ale dlatego, że to dla nas ważne. Bo dzięki temu nasza dusza śpiewa, a ciało rozkwita. Bo w ten sposób rozwijamy siebie, realizujemy swój potencjał i stajemy się – mówiąc krótko – POŻYTECZNI.
Drugą odtrutką na porównawczego kaca jest WDZIĘCZNOŚĆ. Ciekawe jest to, że jesteśmy w tym biegli dopiero w obliczu straty. Po fakcie. Wtedy, w jedną sekundę potrafi nam się wszystko przewartościować. Nagle przestaje mieć znaczenie, czy oczy były duże czy małe – ważne, że widziały. Czy nogi były zgrabne czy niezgrabne, ważne, że chodziły. Jakim jeździł/a samochodem, gdzie mieszkał/a, jak się ubierał/a czy uczył/a – ważne, że był/a obok. I chciał/a się przytulić.
Czy to nie paradoks, że te wszystkie rzeczy, które często wydają nam się brzydkie, bezwartościowe, odpychające czy trudne, po stracie wydają się najpiękniejsze na świecie, kochane, cudowne i słodkie…?
Dlatego przestań marnować czas oglądając się na innych. Z nikim się nie ścigasz. Nikogo też nie obchodzi co masz i co osiągnąłeś. Każdy ma swoje życie, swoje sprawy, swoje wyzwania i swoje cele.
„Ludzie zapomną, co mówiłeś. Ludzie zapomną, co zrobiłeś. Ale LUDZIE NIGDY NIE ZAPOMNĄ, JAK SIĘ PRZY TOBIE CZULI” (Maya Angelou).
Weź sobie te słowa do serca. Bądź okej. Bądź w porządku.
Jesteś wystarczająco dobry. A do tego niepowtarzalny. W całym wszechświecie na przestrzeni wieków nigdy nie było i nigdy już nie będzie takiej osoby jak ty. Zamiast więc równać do innych i redukować swój potencjał do konkurowania z tym, co ktoś inny zrobił czy osiągnął, zrób użytek ze swoich unikalnych talentów, zasobów i pasji. Bo masz coś ważnego do zrobienia. Inaczej nie byłoby cię tutaj.
I rozejrzyj się wokół siebie. Zobacz ile masz. Z kim jesteś. Ile możesz. Jaki świat jest piękny. Podziękuj za to, że się dziś obudziłeś, że słońce świeci, że masz co jeść, gdzie mieszkać, że potrafisz chodzić.
Tak. Są tacy, co wciąż mają więcej, lepiej, bardziej.
No i co z tego? Co z tego…?
[1] Noor Hibbert, Just f*cking do it. Wydawnictwo Muza, Warszawa 2022